piątek, 28 marca 2014

Chapter 2

Ten rozdział w pełni dedykuję dwóm Anulkom :) Dzięki za wsparcie dziewczyny, dla mnie to naprawdę wiele znaczy :) :* 

Trzasnąłem drzwiami wchodząc do środka, na małym stoliku pod oknem stała butelka whiskey. Nie myśląc dwa razy zgarnąłem ją w swoje łapy ciągnąc z gwinta. Usadowiłem swoje cielsko na czarnej skórzanej sofie i wyciągnąłem białe Marlboro. Odpaliłem papierosa po czym wyszedłem na taras. Niebo przybrało kolor pomarańczy a słońce powoli ustępowało miejsca nocy. Wsunąłem lewą dłoń w kieszeń dżinsów obserwując ten jakże piękny krajobraz. Przymknąłem powieki wolno wypuszczając dym, noc była mi o wiele bliższa niż dzień, to właśnie wtedy ludzie pokazują swoje prawdziwe oblicze. Myślą, że pod osłoną nocy nie widać ich brudnych grzechów oraz występków. Sam nie byłem lepszy.  Gdyby nie to, że poznałem Matta pewnie dalej bym kradł bądź Bóg  wie co jeszcze. Nigdy nie byłem grzecznym synalkiem, który słucha się mamusi oraz pilnie uważa na lekcjach. Miałem głęboko w dupie edukacje, gitara to było coś co kochałem ponad wszystko. Moja rodzina nigdy nie strwoniła od głupich docinków teraz mogę spokojnie pokazać im  środkowy palec.  Udowodniłem, że nawet człowiek, który spadł na samo dno jest w stanie się wybić i stać się kimś. Nie nazywam siebie gwiazdą ani tym bardziej celebrytą. Jestem sobą i tylko sobą nie jakimś pieprzonym i zadufanym w sobie gościem, jak to mnie określił jeden pożal się boże dziennikarz. A dlaczego ? Bo kazałem mu spierdalać gdy wspomniał o Revie.  Pokręciłem głową na samo wspomnienie tamtego piekielnego dnia....
                                                                                     ***
Deszcz zacinał coraz mocniej więc przyśpieszyłem kroku szczelniej otulając się kurtką.  Taka pogoda nie wróżyła niczego dobrego. Telefon w kieszeni za wibrował kilka razy ale i tak nie miałem ochoty teraz odbierać. To pewnie jakaś napalona laska, która ma ochotę na dziki seks ze mną w roli głównej. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Skręciłem w stronę parku. Musiałem dostać się do przyjaciela a to jedyna droga na skróty. Gdy byłem pod jego domem oślepiło mnie niebieskawe światło karetki. Zaklnąłem pod nosem przeciskając się przez tłumy gapiów zgromadzonych wokół domu Jimmy'ego. Na chodniku stała również policja.
- Kurwa co tu się stało - spytałem sam siebie. Jakiś policjant położył mi rękę na barku próbując zatrzymać, odepchnąłem go z całej siły i wbiegłem do mieszkania. Widok Reva leżącego na środku salonu sprawił, że upadłem na kolana a oczy zaszły słonymi łzami. - Nie to kurwa nie możliwe - powtarzałem raz po raz. Wyciągnąłem telefon, na wyświetlaczu było kilka nieodebranych połączeń. Pomyliłem się żadna napalona laska nie chciała się ze mną umówić... To był Jimmy... potrzebował pomocy a ja.. a ja nie odebrałem ani jednego pierdolonego połączenia. Oczy zaszły mi mgłą a powietrze stało się cięższe. Zacisnąłem dłonie w pięści
- Przepraszam ale kto Pana tu wpuścił - słyszałem, że ktoś mówi jednak słowa nie docierały do mojego mózgu
- Nie to nie prawda... On żyje... zaraz się obudzi - zacząłem krzyczeć - zostawcie go!!! - zerwałem się na równe nogi widząc jak sanitariusze kładą na noszach bezwładne ciało mojego przyjaciela i zakrywają go folią.  Doskoczyłem do nich. Przecież nie mogli go tak po prostu zabrać.
- On żyje zostawicie go, zaraz się obudzi - powtarzałem jak nakręcony - Rev ok koniec żartów! Obudź się stary! - złapałem jego dłoń rozpaczliwie próbując sobie w mówić coś w co tylko chyba ja sam wierzyłem. Kilka funkcjonariuszy złapało moje ramiona i odciągnęło pod ścianę. Szarpałem się lecz niestety to nic nie dało... mogłem jedynie stać i patrzeć jak wywożą Jimmy'ego.

                                                                                   ***
Przetarłem łzy spływające po moich policzkach. Od tamtego wydarzenia minęły dobre cztery lata lecz ja wciąż mam wrażenie jakby to było wczoraj. Nigdy się nie uwolnię od poczucia winy, już do końca życia będę nosił ten krzyż. Dopaliłem fajkę i usiadłem na drewnianych schodkach wpatrując się w spokojne morze.  Niebo powoli zaścieliło się milionami gwiazd.  Spojrzałem w górę a delikatny uśmiech zamajaczył na moich ustach.
- Wiem, że tam jesteś skurczybyku - w odpowiedzi jedna z gwiazd radośnie zamigotała. Lekki podmuch wiatru otulił moją twarz, mój przyjaciel właśnie w tej chwili był przy mnie. Podniosłem w górę butelkę Jacka Danielsa - Twoje zdrowie REV - pociągnąłem spory łyk ciemnego trunku, wierzchem dłoni wytarłem wargi cicho nucąc:
Left this life to set me free
Took a piece of you inside of me
All this hurt can finally fade
Promise me you'll never feel afraid
Not that I could
Or that I would
Let it burn under my skin
Let it burn
I hope it's worth it, here on the highway, yeah
I know you'll find your own way
When I'm not with you
So tell everybody, the ones who walk beside me, yeah
I hope you find your own way
When I'm not with you tonight

                                                                             ***
To wszystko działo się za szybko, dopiero co poznałam tego faceta a już jesteśmy u niego w domu. Wnętrze posiadłości robiło wrażenie. Podłogi były zrobione z marmuru, a na ścianach wisiały drogie obrazy.  Wolnym krokiem podeszłam do kominka i zaczęłam przeglądać ułożone na nim fotografie. Wzięłam jedną z nich w dłonie uważnie się przyglądając.
 - Kto to jest - spytałam gdy usłyszałam jak mężczyzna wchodzi do salonu
- Moja żona - odparł spokojnie
- Żona ? Człowieku pogięło cię? na huja mnie podrywasz, bajerujesz skoro jesteś zajęty - krzyknęłam upuszczając ze złości fotografię na ziemię. Szkło rozprysło się na miliony małych kawałków.
- Keira uspokój się - Matt podszedł do mnie łapiąc moje ramiona - To już przeszłość.. rozumiesz ? rozdział zamknięty - jego łagodny ton pieścił moje zmysły lecz nie zmieniało to faktu, iż mnie okłamał
- I ja mam ci uwierzyć - poczułam piekące łzy pod powiekami
- A widzisz ją tu gdzieś - spytał rozglądając się w około - Przeprowadziła się do rodziców. Nie pasowaliśmy do siebie - po tych słowach złożył czuły pocałunek na mych wargach, które były spragnione jego dotyku. Zaplotłam dłonie na karku Sandersa cicho pojękując w jego usta. Nie wiedziała co mną kieruje ale chciałam być jego... tylko jego... Chłopak wziął mnie na ręce przenosząc na sofę. Jego język zaznaczał teren wzdłuż mojej szyi, miliony ciarek przeszło poprzez moje ciało w tym momencie, wsunęłam ręce pod koszulkę Shadowsa badając jego umięśniony tors. Zamknęłam oczy całkowicie oddając się jego pocałunkom, które z sekundy na sekundy stawały się coraz namiętniejsze.  Opuszki jego palców błądziły wzdłuż mojego kręgosłupa a moje serce przyśpieszyło. Przygryzłam wargę swojego kochanka otulając jego dłonie swoimi i wolnymi ruchami pomogłam mu pozbyć się mojej koszuli. Nie pozostałam mu dłużna, po chwili miałam przed oczami jego fantastycznie zbudowaną klatkę piersiową. Położyłam się ciągnąc go za sobą, obdarowywał pocałunkami każdy zakamarek mojego ciała. Drżącymi palcami rozpięłam jego rozporek.
- Kolega chyba chce wyjść - zaśmiałam się przytulając mocniej do chłopaka. Matt zsunął  swoje spodnie. Obserwowałam z uwielbieniem każdy jego ruch. Boże jaki on był seksowny.  Uśmiechnął się łobuzersko zagłębiając swój język w mojej wilgotnej kobiecości. Z mojego gardła wydobywały się głośne jęki. Był wspaniały, pod wpływem jego pieszczot zaczęłam się wić z rozkoszy.
- Maatt - szeptałam raz za razem przygryzając wargi. Dłonie zacisnęłam na jego włosach dociskając bardziej jego twarz do mojej gorącej cipki. W pewnym momencie Sanders wsunął we mnie swój palec a ja krzyknęłam wyginając się w łuk. Doskonale wiedział jak sprawić przyjemność kobiecie a przy tym był taki delikatny, taki kochany...
- Ja zaraz - szepnęłam - ale chłopak najwyraźniej się tym nie przejął. Uniósł swą twarz a w jego policzkach ukazały się dwa przesłodkie dołeczki. Objął mnie mocniej, rozchylił moje uda  i po chwili we mnie wchodził. Wbiłam paznokcie w jego łopatki wsuwając język w jego usta, jego penis wypełniał mnie całą.  Światło rozkoszy sprawiło, że oślepłam, z ledwością dostrzegałam Matta poruszającego się we mnie. Odchyliłam głowę do tyłu a Sanders splótł nasze dłonie mocno przyśpieszając. Gdybym miała umrzeć to na pewno umarłabym szczęśliwa. Jeszcze z nikim nie było mi tak dobrze.. .tak cudownie. Zacisnęłam oczy coraz mocniej oddychając. Serce waliło mi jak oszalałe a krew w żyłach wrzała. Moje ciało było rozpalone do czerwoności.
- Matt! - krzyknęłam jego imię z całych sił - Boże cudownie - sapałam raz za razem łapczywie ssając płatek go jego ucha. W końcu mężczyzna wyszedł ze mnie wieńcząc swe dzieło na moim brzuchu. Oblizałam delikatnie swe wargi spoglądając na Sandersa niczym na Boga.

- Byłaś cudowna - wyszeptał muskając moje policzki. Uśmiech bezwiednie pojawił się na mojej twarzy. Delikatnie uniósł mnie na ręce po czym zaniósł do przestronnej sypialni kładąc na wielkim łożu. Niczym bezbronna małpka uczepiłam się jego ramienia i odpłynęłam w krainę Morfeusza.

czwartek, 27 marca 2014

Chapter 1

- Córeczko ale dlaczego akurat Los Angeles – starsza kobieta skrzyżowała ręce na piersiach opierając się o framugę – przecież to daleko...
- Mamo – odezwała się szczupła brunetka, wkładając rzeczy do dużej walizki – mówiłam ci już – westchnęła – chciałabym zacząć nowe życie, bez waszych pieniędzy i ciągłego wypominania ile to na mnie nie wydajecie
- Keira – machnęła dłonią – doskonale wiesz jaki ojciec potrafi być upierdliwy ale to nie oznacza, że musisz się od razu przeprowadzać
- Podjęłam już decyzję – dziewczyna ewidentnie zakończyła rozmowę. Nie miała ochoty na dalszą konwersację z matką, która i tak co by się nie działo broniła swojego męża. Usiadła na łóżku biorąc w dłonie starą  fotografię  stojącą na biurku. Z jej oczu spłynęła samotna łza. Radek – jej były chłopak tylko przyśpieszył decyzję o wyjeździe. Nie rozumiała jak mogła być tak ślepa, że nie widziała jak zdradza ją na prawo i lewo. Czuła się jak zwykła szmata, tylko Kaśka – jej najlepsza przyjaciółka zawszę ją wspierała a co najważniejsze wierzyła, że Keira dzięki swojemu pisarskiemu talentowi może zajść naprawdę wysoko.
                                                                                           ***

Słońce oświetliło jej bladą twarz gdy wysiadała z samolotu. Kalifornijskie powietrze wypełniło jej płuca napawając radością na lepsze jutro. Nawet ludzie tutaj wydawali się milsi niż w Polsce. Z nadzieją w sercu skierowała się w stronę postoju taksówek. Po godzinie spędzonej w dusznym samochodzie, dojechała wreszcie do wynajętego mieszkanka. Dziewczyna odgarnęła sklejone potem włosy, kładąc walizkę przed drzwiami jej nowego domu. Starsza Pani zaprosiła ją do środka przekazując klucze do jej małego prywatnego raju. Wciąż nie mogła uwierzyć, że właśnie spełnia się jej największe marzenie.  Jakby tego było mało tuż przez przyjazdem do miasta aniołów dowiedziała się, że magazyn ''Rockstarr'' chętnie przyjmie ją do swojej ekipy. Szeroki uśmiech zagościł na ustach dziewczyny, to było życie jakiego zawsze pragnęła. Wyrwać się ze szponów rodziców i uciec gdzieś daleko. Dopiero dźwięk telefonu sprowadził brunetkę na ziemię.
- Tak słucham – odparła rzucając się na olbrzymie łózko
- Keira! No nareszcie! - głos przyjaciółki sprawił, że poczuła się jeszcze lepiej – No i jak tam opowiadaj – zdawało się, że Kaśka zaraz umrze z ciekawości.
- Tu jest c-u-d-o-w-n-i-e! - ostatni wyraz dokładnie przeliterowała – musisz do mnie przyjechać i to jak najszybciej! Najlepiej w tym tygodniu – dodała szybko
- Spokojnie kochana mam już bilet – brunetka klasnęła w dłonie ciesząc się już na wspólne chwile z przyjaciółką.
- To do zobaczenia – rozłączyła się i skierowała do łazienki, dłonie oparła o białą umywalkę spoglądając w lustro. Dziewczyna po drugiej stronie wyglądała fatalnie, włosy miała posklejane od panującego upału, oczy podkrążone a makijaż rozmazany. Odkręciła kurek z chłodną wodą delikatnie przemywając twarz. Nie miała najmniejszej ochoty zostać sama w czterech ścianach, po odprężającym prysznicu brunetka wybrała się na plażę.
Żar lał się z nieba a ona przeciskała się przez tłumy ludzi spacerujących po ulicach L.A., z nadzieją wyczekiwała podmuchu wiatru lecz na próżno. Niebo nad jej głową było bezchmurne. Otarła wierzchem dłoni krople potu z czoła gdy ktoś z całym impetem przewrócił ją z nóg.
- Kurwa – przeklnęła pod nosem rozmasowując sobie obolałe miejsce – mógłbyś uważać jak chodzisz – syknęła podnosząc wzrok.
- Przepraszam – wytatuowany mężczyzna pomógł jej się pozbierać – nie zauważyłem cię – jego twarz wykrzywił łobuzerski uśmiech
- Niewidzialna jestem ? - spytała mierząc go wzrokiem. Musiała przyznać, że facet był niezłym ciachem
- Twoja uroda mnie oślepiła – nie dość, że ślepy to jeszcze bajerant - pomyślała. No pięknie – idziesz na plażę ? - gestem dłoni wskazał na ręcznik wystający z dużej torebki – mogę ci potowarzyszyć ? - kiwnęła delikatnie głową ruszając na przód.
- Jestem Brian – odezwał się
- Keira – westchnęła – ty też się opalać wybierasz ? - dźgnęła go palcem w żebra
-Ał – jęknął odskakując w bok – za co ?
- Za mój obity tyłek – wystawiła mu język i przyśpieszyła kroku. Chłopak wyprzedził ją i uklęknął na jedno kolano.
- Wasza wysokość nie jestem godzien ale jeśli wybaczysz obiecuję, że zrobię wszystko co w mojej mocy aby cię uszczęśliwić – dziewczyna nie wytrzymała i parsknęła śmiechem – wstawaj wariacie
- O Pani twoje życzenie jest dla mnie rozkazem – zrobił coś co przypominało ukłon po czym ujął kruchą dłoń dziewczyny i pociągnął ją w stronę plaży. Dopiero co poznała tego kolesia ale poczuła do niego sympatię.
- Poznasz moich przyjaciół – odezwał się gdy stąpali bosymi stopami po gorącym piasku, nie zdążyła zaprotestować, gdyż mężczyzna witał się już ze swoimi znajomymi
- Keira to jest Zacky – Brian przedstawił niższego kolegę – To Aaron – chłopak cholernie podobny do Bruno Marsa najwidoczniej chciał ją przytulić ale dzięki Bogu się potknął i dał sobie spokój. Wyglądem zupełnie nie pasował do swoich kumpli. - A to jest M...- nie zdążył dokończyć, iż chłopak mu przerwał
- Jestem Matt – uśmiechnął się a na jego twarzy pojawiły się dwa przecudne dołeczki. Dziewczyna poczuła jak jej nogi zamieniają się w jedną wielką galaretę, chciała coś powiedzieć ale na sam jego widok zapomniała języka w gębie. Rumieniec oblał jej policzki. Nie wiedziała jak się ma zachować.
- Ok ludziska ja lecę popływać – krzyknął Brian wskakując na Zacky'ego i razem pognali w stronę błękitnej wody. Bruno Mars zabrał swoją koszulkę i odszedł w stronę grupki dziewczyn siedzących niedaleko.
-  Zostaliśmy tylko my dwoje – odezwał się pomagając rozłożyć ręcznik dziewczyny
- Na to wygląda – wzruszyła ramionami. Przez cały czas czuła na sobie jego spojrzenie. Powoli zsunęła z siebie bluzkę, Matt przygryzł wargi uważnie obserwując każdy jej ruch. Podobała mu się i nie zamierzał tego ukrywać. Wziął w dłonie olejek, który wypadł z jej torebki i bezszelestnie przeniósł się za plecy brunetki. Delikatnie zaczął go wcierać w jej plecy, dziewczyna cicho jęknęła czując na sobie jego dłonie. Nie spodziewała się takiego obrotu spraw, ten facet spodobał się jej od pierwszego wejrzenia i nie chciała tego ukrywać. Sposób w jaki ją dotykał sprawił, że poczuła się jak w niebie. Radek przez dwa lata nie wywołał u niej takich dreszczy jak Matt w przeciągu zaledwie kilku sekund. Przymknęła powieki rozkoszując się tą chwilą. Odgarnęła włosy na lewą stronę a chłopak zupełnie jakby czytał w jej myślach położył swoje usta na jej ramieniu. Przymknęła powieki cicho pomrukując.  Odchyliła delikatnie głowę do tyłu a dłoń wplotła we włosy chłopaka przyciągając go bliżej. Ich spragnione wargi odnalazły się a języki zaczęły taniec przepełniony namiętnością i pożądaniem.
- Kurwa chyba oślepłem – Brian nie mógł uwierzyć w to co widzą jego piękne oczy – Ja pierdolę stary to ja ją pierwszy zobaczyłem – odepchnął Sandersa a ten upadł na piasek
- Syn wyluzuj do cholery – warknął podnosząc się
- Niby kurwa JAK ? - krzyknął  łapiąc się za włosy, które sterczały na różne strony
- Panowie jeśli macie się z mojego powodu pozabijać to szkoda czasu – dziewczyna w pośpiechu zaczęła zbierać swoje rzeczy
- Keira zostań – Matt złapał ją w pasie lekko otulając. Jego niebiesko-zielone tęczówki wpatrywały się w nią z taką czułością, że nie mogła mu odmówić.
- Trafił swój na swego jak widać – Gates z bólem w oczach przypatrywał się się jak ramiona przyjaciele obejmują dziewczynę, która pojawiła się na jego drodze niczym królewna z bajki.
Z bólem serca zgarnął swój ręcznik i udał się w stronę nowo zakupionego domu mieszczącego się niedaleko plaży.

poniedziałek, 24 marca 2014

Prologue

Prolog jest w całości zadedykowany Dorotce, która wykonała jakże piękny nagłówek. Dziękuję :)

Szczupła brunetka siedziała skulona na dużym brązowym fotelu obserwując jak krople deszczu rozbijają się o szybę. Obie dłonie miała kurczowo zaciśnięte na czerwonym kubku. Zegar na ścianie wybił właśnie północ. Wiedziała, że nie mogła tu zostać, musiała się wynieść. Zbyt wiele złego spotkało ją w tym miejscu, zbyt wiele łez zostało wylanych.  Myślała, że to ten jedyny, lecz ten człowiek jedyne co zrobił to wyrwał jej serce zostawiając pogrążoną w ogromnym bólu. L.A. miało być jej zbawieniem, początkiem nowego życia a teraz jest zmuszona opuścić miasto aniołów raz na zawsze. Bała się stawić pod domem rodziców. Doskonale wiedziała  jak będzie wyglądać ich reakcja. Złośliwe komentarze oraz krępujące spojrzenia.  Zamknęła oczy wyobrażając sobie całą scenę. Z letargu wyrwało ją pukanie do drzwi. Niechętnie podniosła się z miejsca odkładając kubek na niewielkim stoliku. Spojrzała przez wizjer a to kogo zobaczyła po drugiej stronie sprawiło, że jej nogi zamieniły się w jedną wielką galaretę.
- Czego chcesz ? - warknęła zaciskając dłonie w pięści
- Pogadać – jego zachrypnięty głos sprawił, że przez jej ciało przeszły dreszcze. Nie mogła go przecież wpuścić, ten mężczyzna wyrządził wiele złego w jej małym poukładanym świecie.
- Keira wpuść mnie do cholery – krzyknął
- Matt idź stąd! Błagam! - wychrypiała poprzez łzy, które ciurkiem spływały po jej policzkach.
- Nie mam zamiaru się stąd ruszać! Otwórz te pieprzone drzwi! - wrzasnął uderzając w nie pięścią. Z bijącym sercem przekręciła klucz a jej oczom ukazało się jego umięśnione ciało. Złapał jej kruche ramiona popychając na ścianę
- To boli – jęknęła połykając słone łzy
- Gówno mnie to obchodzi – warknął zrywając z niej szary sweter – Matt proszę błagam opanuj się – starała się odepchnąć chłopaka lecz to było jak walka Dawida z Goliatem. Jego usta zachłannie składały pocałunki na każdym centymetrze jej szyi, zacisnęła powieki....
- Shadows zostaw – wyszeptała
- Kochanie no co ty – na jego twarzy zamajaczył delikatny uśmiech – przecież to lubisz – oblizał swoje wargi zmierzając wzrokiem  przerażoną dziewczynę.  Po chwili wziął ją na swoje ręce przenosząc do niewielkiej sypialni, która znajdowała się na końcu korytarza. Rzucił brunetkę na łózko przez chwilę się jej uważnie przyglądając.  Jednym płynnym ruchem rozpiął pasek pozbywając się spodni.  Materac ugiął się pod wpływem jego ciężaru, mężczyzna rozchylił nogi dziewczyny zagłębiając język w jej wilgotnej kobiecości. Łzy nie przestawały spływać po jej twarzy lecz nie miała siły z nim dłużej walczyć... wiedziała, że poległa. Mężczyzna napierał mocniej a jej cichy szloch przerodził się w delikatne jęki. Dłonie zacisnęła na materacu rozchylając usta. Mimo, iż wyrządził wiele złego, było jej z nim dobrze... w łóżku zmieniał się w zupełnie kogoś innego niż był na co dzień.
- Matt – wyszeptała wijąc się na łóżku pod wpływem jego dotyku. Chłopak spojrzał w jej brązowe oczy składając czuły pocałunek na malinowych ustach. Objęła jego kark wplatając swoje smukłe palce we włosy mężczyzny. Uśmiech zamajaczył na twarzy Sandersa. Wpił się w jej szyje zostawiając ślad w postaci małej malinki. Język Matta wędrował po każdym centymetrze kwadratowym jej boskiego ciała. Było jej dobrze, przez moment zapomniała jakim draniem potrafił być jej facet.  Nagle poczuła w sobie jego wielkiego kutasa, z głębi gardła brunetki wydobył się dziki krzyk. Była jak w transie, poddawała się każdej pieszczocie a Shadows posuwał ją coraz szybciej. Powoli zaczynało brakować jej tlenu. Był wspaniały w te klocki.... Poczuła przyjemne ciepło rozchodzące się po jej ciele... czuła się jakby dryfowała na białej chmurce gdzieś wysoko w niebiosach. Po wszystkim się zebrał i opuścił jej małe mieszkanko zostawiając dziewczynę samą ponownie pogrążoną we łzach.